Z pamiętnika bulla - część 21 |
Lotka, czyli armagedon w małym ciele.
W marcu 2014 wynajęliśmy mieszkanie, zamieszkaliśmy sami i było niby pięknie, ale jakoś pusto. U mnie w domu zawsze były zwierzęta, które kochaliśmy i szanowaliśmy, u Norberta od jakiegoś czasu mieszkała najukochańsza na świecie stafficzka i nagle zostaliśmy sami. Ponieważ miłość N. do psów nie była tak bezwarunkowa jak moja, to musiałam w drodze kompromisu szukać psa wg. naiwnych stereotypów - szczeniak (bo se wychowamy... pff) i najlepiej TTB. Zaczęłam głupia dzwonić w sprawie ogłoszeń z OLX i innych takich na ogłoszenia w stylu "oddam szczeniaka amstaffa". Kiedy dzwoniłam, to owszem oddam, ale żeby mi się zwróciło to i tamto to 700 zł, bo dziecko ma alergie, bo żona wyjeżdża, bo cuda wianki. Wkurzało mnie to okropnie, bo nie chodziło o $, byłam przygotowana że tak czy inaczej na początek posypie się sporo pieniędzy do wydania. Nie mogłam znieść myśli, że ludzie robią na tym biznes. Wiem jak działają pseudoświńskie hodowle i wiedziałam ze choćby nie wiem co, nigdy nie wesprę tego chorego biznesu. Zaczęłam szukać na stronach schronisk, fundacji, sos itd. Zobaczyłam w końcu gdzieś zdjęcia malusieńkiej Lotki. Na zdjęciach miała ok. 6 tygodni. Przeczytałam jak wygląda w fundacja proces adopcyjny, stwierdziłam ze szczeniak w fundacji = tysiącpięćsetstodziewięćset telefonów i chętnych. Przysiadłam do komputera, żeby sklecić coś, co będzie moją szansą. Wiedziałam, że będą wiadomości typu „chce psa” albo „kiedy można przyjechać odebrać, bo chcemy wziąć”. Napisałam jak to ja, całą historię, dołożyłam zdjęcia i czekałam na odpowiedź, chociaż miałam takie myśli, że i tak nikt mi nie odpisze. O dziwo dostałam maila zwrotnego tego samego wieczoru. Wiec machina ruszyła. Po wizycie przed adopcyjnej pojawiły się wątpliwości - wynajęte mieszkanie. Ale przecież mamy tak super układ, możemy w nim przestawiać nawet ściany jak będziemy chcieli (tak, z wynajmem nam się fartnęło). Wszystko to trwało długo, za dlugooooo. Ciągle myślałam, że nie mam szans i w ogóle ciągle o tym myślałam. 15 lipca dostałam telefon - dostaliśmy kredyt zaufania, w sobotę wyjazd do Kasi i Bartka, do domu tymczasowego, w którym była Lotka. Po wejściu zobaczyłam malusieńką kluchę (nie sądziłam, że jest aż taka malusia). To był cudowny dzień :)) Natalia, Norbert i Lotka
|