przez jazooo » 24 Maj 2014, 23:05
Były jakieś telefony w sprawie ewentualnej adopcji Aresa? Jakoś mi ten psiak siedzi w głowie, sama go zawiozłam do schronu po tym jak błąkał się po okolicy.Kilka słów na temat samego Aresa- chłopak pochodzi z pseudo. Nikt go nie kupił, więc trafił do kolegi właściciela rozmnażanej suki. Gościu menel pierwsza klasa, więcej razy go widziałam w stanie grawitacji niż w pionie. Miesiąc temu moje mama zadzwoniła do mnie mówić, że na osiedlu biega luzem amstaff. Ubrałam się, zabrałam smycz i poszłam go szukać. Po dwóch próbach udało mi się go na smaczki złapać, wsadzić do auta i zawieść do schroniska. Jako, że znam okoliczne asty (fakt faktem wszystkie są do siebie podobne) podejrzewałam czyj to pies i szczerze mówiąc wolałam, żeby do tego gościa nie trafił. Minęły dwa dni, idąc na spacer podchodzi do mnie jeden z okolicznych meneli pytając czy zawiozłam Aresa do schroniska bo tak powiedziały dzieci, które niby widziały jak go wkładałam do auta. Zaczęłam udawać, że nie wiem o co chodzi, ale menel ciągnął temat. Prosił, żebym poszła z nim do obecnej właścicielki psa, bo ona się martwi, że pies nie wrócił do domu. Poszłam. Moje przypuszczenia się potwierdziły co do właściciela. Obecnie były już właściciel siedzi za kratkami za kradzieże, rozboje, włamania a psiakiem zajmowała się jego babcia, kobieta 82-letnia, poruszająca się o lasce. Kobieta była bardzo wdzięczna, że zawiozłam Aresa do schroniska, ponieważ nie była w stanie się nim opiekować. Czasem pomagali jej sąsiedzie kupując jedzenie dla niego, ale nikt nie chciał wyprowadzać, Aresa, bo jest psem dość żywiołowym. Wypuszczała go przed klatkę, zazwyczaj wracał. Pokazywała mi książeczkę, pies miał wszystkie szczepienia. Pani nie wiedziała, że jest coś takiego jak schronisko, gdzie w takiej sytuacji z pewnością, gdyby przedstawiła sprawę, pies bez problemu zostałby odebrany. Obiecałam pani, że od czasu do czasu do niej wejdę i powiem co u Aresa a już tym bardziej jak znajdzie nowy dom.
