Wizyta 06 maja była jak zwykle pełna emocji...ale może od początku
Spotkałam Dorotkę i królewicza w autobusie...no i powiem Wam, że byłam w szoku-cieszył się jak dziecko...wycałował mnie za wszystkie czasy (moje potwory tak mnie nie witają).
Ponieważ troszkę czekałyśmy, bo jak to u Pauliny bywa kolejka na 2 godziny, więc chłopak się trochę znudził czekaniem...jednak uważam że nie usprawiedliwia go to, w tym co zrobił...znowu kłapał do psiaków w poczekalni, więc chcąc pozwolić mu zapoznać się z tymi jakże interesującymi istotami na czterech łapach założyłam mu kaganiec...najpierw stał jak ciele, po czym ruszył na małego kudłatego jamnikocosia (być może z chęcią zabawy, jednak nie koniecznie,bo się strasznie spiął aż się trząsł; potem się rozluźniło i przyszedł pan z babcią-goldenką...młody był już bez kagańca(bo się wyciszył) podczas przepinania smyczy na kolczatkę, wyrwał mi się i ruszył w kierunku suki (udało mi się go złapać chyba w ostatniej chwili)...chyba nie chciał jej skonsumować, bo generalnie taka możliwość niestety zaistniała a Bastek jak to Bastek-kłapnął ryjem i tylko babci oślinił ucho.
U Pauliny miał ogólne oględziny i generalnie wygląda, że Pani "właścicielka" podawała leki, bo jest poprawa (rana na udzie jeszcze po naciśnięciu się sączy, ale wizualnie jest lepiej), miała oczyszczane i zakroplone białe uch, bo ma mega grzybice (i tu ponowiona sugestia weta, że dom pilnie potrzebny, bo trzeba to leczyć, a w tych warunkach szkoda naszej kasy), dostał zastrzyk i cd antybiotyku...Musimy zakupić mu tą suchą karmę, bo bez odpowiedniego żywienia nici z leczenia...
Za wizytę i leki do domu zapłaciłyśmy 70 złotych i kolejna kontrola w sobotę rano.
A...jeszcze jedno - Basto przytył od 02 maja - dwa kilogramy
Spytałam także o kastrację i szczepienie na wścieka - niestety tu leżymy puki dzieciak nie będzie na tyle zdrowy, żeby móc się za to zabrać.
Podsumowując - zdrówko nam się jakby poprawia (tylko fundusze na kontynuacje się kurczą); jednak jak pisałam wcześniej - Basto wymaga większego wkładu wychowawczego niż wydawało mi się po pierwszym spotkaniu...ale niestety obawiam, się że puki jest u obecnej właścicielki, nie ma to większego sensu, bo tylko można pogorszyć sytuację, a nie o to tutaj chodzi (jeszcze jedno, co Dorota wczoraj powiedziała mnie zaniepokoił i oczywiście zasygnalizowałam jej to. A mianowicie, pies nie jest wylewny w uczuciach, jednak ponoć sam decyduje kiedy i w jaki sposób chce być głaskany lub pieszczony, przy czym gdy ma już ochotę-jest nachalny...jak dla mnie nie jest to zdrowy objaw i bez korekty i kontroli, może doprowadzić do niefajnych komplikacji). Jednak nadal uważam, że jest to do naprawienia, w odpowiednich warunkach. Jest on diabelsko buntowniczy, nie dał założyć kantara...szarżował na mnie jak głupi, widząc że nie odpuszczę poddał się po kilku minutach, jednak za wszelką cenę chciał się go pozbyć (tak samo z kagańcem).
Oj dużo ciężkiej pracy przed nami...no i przed Bastkiem także, bo on ewidentnie nie wie, że to nie on jest przewodnikiem i nie on ustala zasady...
I tu moja prośba do doddy: czy mogłabym któregoś dnia z Bastem zabrać Ci chwilkę, bo jednak co Twoje oko to Twoje...może ja wyolbrzymiam problem, albo sama go stwarzam...?
Co do dzieci: w autobusie był ok.1,5 roczny berbeć w wózku - Bastianowi mało się głowa nie urwała, tak ją kręcił na wszystkie strony oglądając to coś małego
; w stosunku do mojej 12-letniej córki, był w porzo...wycałował, nie oponował na głaskanie. Także dzieci na tak.
Z tym, że na obecną chwilę, przy jego niestabilności psychicznej(tudzież niezaznajomieniem się z istotami innymi niż Zara i obecni opiekunowie) dom z małym dzieciaczkiem czy jakimś zwierzątkiem...poza rybkami -
STANOWCZO NIE Fotki Basta z wczoraj:( niestety tylko dwie, bo nie chciał ustać spokojnie)
Ponawiam prośbę o pomoc dla chłopaka, konto Bastka zapewni mu jeszcze tylko jedną wizytę