W 2006 grudniu musieliśmy uśpić naszego ukochanego on Ney'a. Przez 3 miesiące wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie .... Robiliśmy co mogliśmy. Niestety było coraz gorzej. Jak już podjęliśmy chyba najcięższą decyzję w naszym życiu, zanim zadzwoniliśmy do lekarza wypiliśmy 1,5l wódki .... Do tej pory tęsknimy. Wiemy, że robiliśmy wszystko, żeby mu pomóc i przedłużyć życie. Jednak dyskomfort psychiczny został. Przy naszej córce do tej pory nie można o nim mówić bo ryczy ....
Z Osiołem było inaczej. Zdrowy, biegający po podwórku. We czwartek wieczorem był na dworzu - normalnie latał, zjadł .....
W piątek rano musieliśmy wyjść z domu. Po wieczornym powrocie Osioł nas nie przywitał ....... Zajrzeliśmy do jego domku. Leżał na posłanku razem z Karoliną ..... Daliśmy jeść, pić. Zadzwoniliśmy do weta. Jak przyjechał .... niestety ..... serduszko ledwo już biło ...... Totalny kac moralny, że mu nie pomogliśmy, że nie zrobiliśmy nic, żeby go ratować ..... za szybko to poszło. Znajomy powiedział, że i tak daliśmy mu 6 cudownych lat życia (Osioł był zabrany z pseudohodowli w Żyrardowie jak miał 3 miesiące). I to jest racja. Są rzeczy, na które niestety nie mamy wpływu. Staramy się, robimy co możemy. A wychodzi jak było w gwiazdach zapisane .....
Jesteście cudownymi ludźmi, którzy przyjęli pod swój dach niemłodego już i chorego psa. Nie każdego stać na takie wyzwanie. Daliście mu miłość, troskę, cudowną opiekę - traktowaliście jak członka rodziny. Odszedł spokojny - wiedząc, że jest kochany. Rana w serduchu z czasem zacznie się goić. Trzymajcie się.