przez wronka » 14 Sty 2015, 20:04
Minął już ponad miesiąc od śmierci Szarusi.
Wprowadziła się w Dzień Dziecka, odeszła w Mikołaja. Przeżyłyśmy razem dokładnie półtora roku i sześć dni. Pomimo trudności i smutków to był cudowny, wspaniały czas.
Szarusia ma szczególne miejsce w moim sercu - po odejściu Dina nie sądziłam, że jeszcze kiedyś uda mi się trafić na czworonożnego partnera, który będzie w stanie tak doskonale wpasować się w moje życie, tak niepodważalnie i całkowicie zaufać, tak doskonale czytać bez słów moje oczekiwania i nastroje i tak wspaniale okazywać - codziennie od nowa - swoje bezgraniczne psie oddanie. Była wyjątkowo mądrym, rozważnym, łagodnym i kochanym stworzeniem. Była dokładnie takim psem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć.
Tym większa jest dziura, którą po sobie zostawiła i tym trudniej teraz tę dziurę załatać. W kuchni wciąż stoją jej miski, w pokoju - legowisko. Na podłodze leży dywan kupiony, by nie ślizgały jej się łapki, na półce - wentylator pomagający buni przetrwać upały. Pewnie powinnam to wszystko sprzątnąć, schować, ale po prostu nie mogę. Jeszcze nie. Jadąc samochodem wciąż odruchowo spoglądam w lusterko wsteczne by sprawdzić, czy wszystko w porządku, budzę się około szóstej, na długo przed budzikiem, przechodząc przez pasaż handlowy muszę się powstrzymać przed wstąpieniem do zoologicznego po patyk z prasowanych skór. Nadal zdarza mi się złapać na myśli "już 19, trzeba podać leki". Tyle, że już nic nie trzeba i to tak okropnie, strasznie boli.
To idiotyczne, ale niedawno obudziłam się w środku nocy, w ciemności zauważyłam kątem oka koc leżący na jej posłaniu przy łóżku i w pierwszym odruchu pomyślałam "boże, to tylko zły sen, ona tam jest" i nawet ułamek sekundy później - kiedy już dotarło do mnie, co widzę - nadal tkwiła mi w głowie myśl "proszę, jeszcze tylko na chwilę, tylko raz ją pogłaskać, przytulić".
Odchodzenie jest najtrudniejszą próbą, z jaką przychodzi nam się mierzyć. Trudniejszą niż walka z chorobą, bólem, strachem, stresem... trudniejszą, bo pozbawioną szansy.
""Wszystko ma swój czas: jest czas spokoju, cierpienia, bezgranicznej rozpaczy oraz czas wdzięcznej pamięci"... to proste, mądre słowa. Im większe przywiązanie, tym trudniej przejść etapy prowadzące do tego ostatniego - ciepłego wspomnienia uszu rozwianych na wietrze, szerokiego, zębatego uśmiechu, łapek brodzących w płytkiej morskiej wodzie przy samej plaży, oczu błyszczących na widok suszonej kurzej łapki.
Żal jest wielki, ale jednocześnie przypomina o tym, o czym wiele osób nie pamięta lub nie wie - nasza historia to najlepszy przykład tego, że kłamstwem jest twierdzenie, jakoby stary pies niczego się już nie był w stanie nauczyć, dostosować, stworzyć silnej więzi z nowym opiekunem. To nieprawda. Każdemu życzyłabym takiego uczucia, jakim codziennie dzieliła się ze mną Szarusia - siwa, kulawa, cichutka 10-latka, która pomimo chorób rozkwitała za każdym razem, kiedy wołałam jej imię albo wyciągałam rękę, by pogłaskać jej łepetynę.
Dino [*], Sharon [*], Jukon, Szerman