Strona 1 z 2

Babuszka Weruszka

PostWysłany: 03 Maj 2014, 22:52
przez Werulkowa
Moja Babuszka Weruszka nie żyje, wiedziałam, że ten moment musi kiedyś nadejść, ale czemu już? Miała 13 lat i 3 m-ce. Niestety ja musiałam podjąć decyzję o skróceniu cierpienia.

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 04 Maj 2014, 07:26
przez wronka
To jest taki moment, że słowa niewiele pomogą, bo po prostu trzeba to sobie wszystko jakoś spróbować samemu poukładać i przeżyć, ale wiedz, że naprawdę bardzo mi przykro i szczerze Ci współczuję.
Sunia miała długie i dobre życie w kochającym domu. Nie cierpiała głodu, chłodu, strachu, była chciana, rozpieszczana i kochana - miała swoich ludzi, swoje miejsce, swoje zabawki. Całe psie szczęście. I to jest ważne.

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 04 Maj 2014, 08:21
przez Werulkowa
Dziękuję, szkoda tylko, że to psie szczęście trwa tak krótko.
Pozdrawiam i dużo zdrówka dla Twojej psinki

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 04 Maj 2014, 19:49
przez Dominikad.1989
Ogromnie mi prykro :( trzymaj się! Byłaś jej wielkim przyjacielem i zrobiłaś dla niej najlepsze co było można.

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 05 Maj 2014, 08:43
przez ewa.wieser
Smutne to chwile,ale trzeba tylko myśleć o tym,że sunia miała się dobrze i była napewno szczęśliwa. :(

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 05 Maj 2014, 18:10
przez blue.berry
bardzo mi przykro. trzymaj się ciepło.

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 05 Maj 2014, 18:46
przez jazooo
[*] Nasze psiaki mają jedną wadę- za krótko żyją :(

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 06 Maj 2014, 11:16
przez nuka
Smutne chwile, jesteśmy z Tobą...

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 07 Maj 2014, 21:17
przez tomasz1963
To smutne, szczerze współczuję :(

Re: Babuszka Weruszka

PostWysłany: 08 Maj 2014, 14:22
przez Werulkowa
Dziękuję Wam wszystkim za współczucie i zrozumienie.
A moja Wercia wróciła do swego domu już na zawsze, skremowałam Babuszkę w Lublinie i już we wtorek przyjechała. Kosztowało to trochę, ale cóż ... może jak kiedyś pojawi się następny zwierzak, to Kraków będzie już miał cmentarz.
Tak zaczynam analizować czy czegoś nie przeoczyłam, czy może, gdybym poszła do weta, jak zaczęła poranną miskę zjadać z ręki (lekarka powiedziała, że mogło wtedy zacząć się dziać źle), coś wyszłoby, ale z drugiej strony 3 kwietnia miała robione badania krwi (wszystko co możliwe) i ekg, z końcem grudnia było usg jamy brzusznej, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak, wyniki krwi miała - jak na swój wiek - całkiem przyzwoite (2 róznych lekarzy to powiedziało), brzuchol myłam, głaskałam, wycierała po spacerach - nie pokazywała, żeby bolało, do ostatniego dnia uwielbiała się wywracać kołami do góry i wymachiwać wszystkimi łapmai na wszystkie możliwe strony, przeciągała się jak kot. Było widać, że starsza psina, ale jakby mi ktoś powiedział w sobotę o 18.00, że kilka godzin nie będzie żyć, to nie uwierzyłabym. W każdym razie był krwotok wewnętrzny, temperatura poniżej 35 stopni, bledziutkie sluzówki, rozjeżdżający się pies i bardzo smutne, jakby nieobecne oczy. Jeszcze podałam wieczorną dawkę propalinu i nie wzięła już na przegryzkę suchego chleba, który uwielbiała i to był sygnał, że jest żle. Powiem szczerze, żejak jechałam do weta, to czułam, że nie wróci. Żałuję, że nie odeszła we własnym domu i sama (zawsze o to prosiłam Niuńkę), tylko w lecznicy, ale byłam do końca, nawet jak lekarka powiedziała, że jest już zupełnie nieświadoma.