Pewnie większość z Was Dorę zna, ale dla tych, którzy jeszcze jej nie poznali...
Dorę adoptowałam pracując w schronisku "Ciapkowo" w Gdyni.
Przeszłość Dory nigdy nie była usłana różami, do mnie trafiła, mając ok 4-5 lat, jako schroniskowy depozyt - złapała mnie za serducho, jak tylko weszłam dnia któregoś do pracy. Siedziała taka niska, z morderczym wyrazem pyska, z cycuchami do ziemi, nie reagowała na ludzi, nie merdała ogonem, po prostu była. Doszłam do biura, dowiedziałam się, iż Dora została odebrana młodemu mężczyźnie, który się nad nią znęcał, amatorsko próbował uczyć agresji, bił i nękał. Sprawa w sądzie, więc pies do adopcji wyjść nie może...
Nie mogłam przestać o niej myśleć i tak oto w sierpniu 2007 roku, wzięłam ją pod swoje skrzydła, tym samym stała się pełnoprawnym członkiem mojej rodziny.
Choć miała być tylko na DT, nigdy nie szukałam jej domu.
Początki były trudne, nawyki i lęki z przeszłości długo nie dawały o sobie zapomnieć. Agresja do ludzi, do psów, Dora rzucała się na każdego "obcego", kto wchodził do domu, zwierzęta wyczuwała z daleka, spinała się i była gotowa do ataku, a o jakichkolwiek komendach nie było mowy... Cale towarzystwo miała głęboko. Do tego dochodził ogromny strach przed każdym nagłym ruchem, potrafiła uciec pod stół, bo za szybko otworzyłam drzwi od łazienki. Nie było łatwo...
Lata pracy przyniosły ogromne efekty, choć Dora nigdy już psem bezproblemowych nie będzie
To tak w ogromnym skrócie, a oto i Dora z naszego wypadu nad jezioro!