przez mahtalie » 14 Mar 2013, 23:16
Mamy roczek jak go nie ma. Mamy Malwinkę, mamy kolejne kochane DT, już zresztą bodajze czwarte przez ten rok. Życie toczy się dalej. Ale pamiętam o Dandusiu. Żałuję, że tak się stało. Prócz oczywistej oczywistości: tego, że tęsknię, tego, ze go nie ma z nami żałuję teź egoistycznie tego, że nie odszedł sam... że rok temu musiałam podjąć decyzję: dac mu odejść dziś czy dac mu umierać przez kilka dni. Już zawsze będzie we mnie ta nutka niepewności czy nie stał by się cud... wiem nie stał by się, wiem, że to była jedyna i słuszna decyzja, że to był ten moment, wiem, że odchodził spokojny i szczęśliwy mimo, że pełen bólu. Wstyd przyznać, ale za żadnym psem nie płakałam tak jak za Dandym. Może dlatego, że był z nami tak krótko.