Hej,
Nasz 11 miesięczny amstaff, samiec, to prawdziwy pies na baby. I chłopy. Generalnie jakikolwiek pies pojawi się w zasięgu jego wzroku, zaczyna się ciągnięcie niczym czołg. Nic innego nie ma wtedy znaczenia. W mojej ocenie to pęd ku potencjalnej zabawie, nigdy nie mieliśmy żadnych problemów z agresją. Konsultowaliśmy temat z behawiorysta i zalecił skracanie dystansu, krótkie niuchanko i dalej, co przynosi efekty, ale tylko w przypadku większych psów. Niestety na naszym osiedlu jest ich mało, królują mniejsze pieski, dla których rozemocjonowany 35 kg byk to źródło stresu. Nie pozwalam mu na bliższe podchodzenie do takich psów, bo nie zawsze jeszcze kończy się ono niuchaniem. Czasem są skoki i zapasy. Poza tym nie każdy pies lubi się witać, szanujemy to.
Problemem jest to, że te rozemocjonowanie nie maleje, a wręcz odwrotnie. Mamy progres w kontekście sposobu witania się z innym psem (wcześniej brak skoków był wyjątkiem od reguły), ale nie na poziomie ilości emocji na widok dowolnego psa. Mój pies jest wtedy w amoku. Nie reaguje na żadną komendę, zaczyna się podduszać obrożą.
Poza tymi sytuacjami pies jest w miarę grzeczny. Reaguje na komendy. Dobrze chodzi bez smyczy, na smyczy jeszcze ciągnie ale pracujemy nad tym i nie można tu narzekać, reaguje na przywołanie, nie niszczy niczego w domu.
Macie jakieś pomysły, jakie ćwiczenia samokontroli moglibyśmy wprowadzić?
Pozdro
Ania