przez Werulkowa » 08 Maj 2014, 14:22
Dziękuję Wam wszystkim za współczucie i zrozumienie.
A moja Wercia wróciła do swego domu już na zawsze, skremowałam Babuszkę w Lublinie i już we wtorek przyjechała. Kosztowało to trochę, ale cóż ... może jak kiedyś pojawi się następny zwierzak, to Kraków będzie już miał cmentarz.
Tak zaczynam analizować czy czegoś nie przeoczyłam, czy może, gdybym poszła do weta, jak zaczęła poranną miskę zjadać z ręki (lekarka powiedziała, że mogło wtedy zacząć się dziać źle), coś wyszłoby, ale z drugiej strony 3 kwietnia miała robione badania krwi (wszystko co możliwe) i ekg, z końcem grudnia było usg jamy brzusznej, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak, wyniki krwi miała - jak na swój wiek - całkiem przyzwoite (2 róznych lekarzy to powiedziało), brzuchol myłam, głaskałam, wycierała po spacerach - nie pokazywała, żeby bolało, do ostatniego dnia uwielbiała się wywracać kołami do góry i wymachiwać wszystkimi łapmai na wszystkie możliwe strony, przeciągała się jak kot. Było widać, że starsza psina, ale jakby mi ktoś powiedział w sobotę o 18.00, że kilka godzin nie będzie żyć, to nie uwierzyłabym. W każdym razie był krwotok wewnętrzny, temperatura poniżej 35 stopni, bledziutkie sluzówki, rozjeżdżający się pies i bardzo smutne, jakby nieobecne oczy. Jeszcze podałam wieczorną dawkę propalinu i nie wzięła już na przegryzkę suchego chleba, który uwielbiała i to był sygnał, że jest żle. Powiem szczerze, żejak jechałam do weta, to czułam, że nie wróci. Żałuję, że nie odeszła we własnym domu i sama (zawsze o to prosiłam Niuńkę), tylko w lecznicy, ale byłam do końca, nawet jak lekarka powiedziała, że jest już zupełnie nieświadoma.