W ciągu ostatnich miesięcy Tequila przebyła naprawdę długą drogę - od zalęknionego, wychudzonego stworzenia z podwórzowego kojca, do radośnie merdającej ogonem, rozluźnionej, pogodnej suni, z wielkim entuzjazmem przyjmującej dotyk opiekuna.
Początki były tak trudne, że obawialiśmy się, by mała po prostu nie zgasła - ze stresu, depresji, strachu. Wyjście z kojca napełniało ją lękiem, najmniejszy hałas powodował dygotanie całego wątłego ciała... na widok człowieka wchodzącego na jej teren chowała się do budy, unikała kontaktu wzrokowego, bała się zaufać.
Dziś to zupełnie inny zwierzak - ciekawski, wesoły, z pasją eksplorujący las, jeszcze trochę niepewny w stosunku do obcych, ale za to z wielkim sercem wobec "swoich".
Miło MI informować, że z ostatnim dniem kwietnia schroniskowa część jej podróży się kończy, a zaczyna zupełnie nowy etap życia - przy swojej rodzinie, we własnym domu.
Warto wspomnieć, że współpraca z nowymi opiekunami suni była czystą przyjemnością, a ich zaangażowanie, cierpliwość i zrozumienie dla konieczności dalszej pracy z Tequilką (bo ta praca wciąż będzie potrzebna) zasługują na wielkie uznanie.