Gingera nie zdążyliśmy nawet powitać, bowiem ekspresem zawojował sercem Ani, jeszcze gdy mieszkał w Tirani w Albania. Skrajnie zaniedbany i wycieńczony wiedział, gdzie szukać pomocy. Koczował pod płotem dziewczyny, która dla takich bid zawsze ma otwarte serducho i która postawiła go na nogi, lecz nie mogąc go zatrzymać poprosiła nas o pomoc. Helen od samego początku, mówiła o łaciatku w samych superlatywach. Ginger ze wszystkim stworzeniami stara się mieć dobre układy, psy, koty, osły, bez róznicy, dzieci uwielbia, a gości wita pocałunkami, złoty pies. Wiedzieliśmy, gdzie będzie pasować idealnie. Pomyśleliśmy o Ani, opiekunce trzech adoptowanych amstaffek z trójmiejskich schronisk, z których ostatnia odeszła w ubiegłym roku, pozostawiając po sobie ogromną pustkę. Dziś Ani towarzyszy adoptowany kundelek, trółapek Bono, kot i kilka koni. Krótko mówiąc u niej zawsze dużo dobrego się dzieje. I była to dobra decyzja oraz miłość od pierwszego wejrzenia. Potem już tylko niecierpliwe oczekiwanie na dokumenty, umożliwiające młodziakowi przekroczenie polskiej granicy i bardzo długa podróż, z Albani nad morze, w towarzystwie anioła stróża, Helen.
|