Z pamiętnika bulla - część 5 |
Mam na imię Ula
Odkąd sięgnę pamięcią, całe życie towarzyszyły mi psy. W moim domu rodzinnym „od zawsze” mieszkały pekińczyki. To już była taka pekinofobia mojej mamy, która zresztą sama się wychowywała u boku piesków tej rasy. Było ich zwykle dwoje, a raz do roku i więcej, gdy rodzinka pekińczyków się powiększała. Stąd też moje zamiłowanie do psów. Chociaż nie… trochę to uprościłam, w sumie sama osobiście byłam od wieków kolekcjonerką przybłęd. A to kotek się przybłąkał, a to piesek. Albo sama sobie sprawiłam kolejnego chomika lub tego typu futrzaka. Zresztą to te znajdki się czepiały mnie, a nie ja ich, bo jak wytłumaczyć fakt, że coraz to po drodze do szkoły, jako 7, 8-letnia dziewuszka, spotykałam bezdomne bokserki, kundelki lub zmarznięte kocie dzieci. A później trzeba było szukać im domu. Bo oczywiście moi rodzice nie byli zadowoleni z nowych lokatorów i jedyne na co przystawali po wielkich prośbach, to chomiki lub tego typu gryzonie. W schronisko na Paluchu jest około 2000 psów. Od małych filigranowych kundelków aż po rasowe psy. Obejrzenie tych tysięcy to nie taka prosta sprawa. Niektóre z psiaków rzucają się na kraty klatki, by przypatrzeć się odwiedzającym, inne siedzą w kącie tracąc powoli nadzieję. Nie sposób się nie zatrzymać przy każdym, a serce kraje się wraz z każdym mijanym ogonem… Mniej więcej w połowie schroniska dostrzegliśmy owczarka z naszych marzeń. Spełniał wszystkie nasze oczekiwania - pies, 2 lata, owczarek niemiecki. Jednak postanowiłam obejść całe schronisko, by decyzja była ostateczna. Tuż pod koniec, zaszliśmy do oddalonego małego tunelu między klatkami, tworzącego coś w rodzaju podkówki z wąskim przejściem. Tam, na samym końcu ukazały nam się dwie przecudne sunie, które na nasz widok zaczęły wesoło podskakiwać, a ich ogonki zamieniły się w wesołe wiatraczki. Jedna z nich, Tara była w typie marengo Tara, a druga Milka - śnieżnobiała. Milka cieszyła się tak, jakby właśnie na nas czekała. Podskakiwała na dwóch tylnych łapkach, przekładając przednie za kraty klatki, jakby chciała dać nam cześć. Tara zachowywała się podobnie. Na kartkach z klatek wyczytaliśmy że sunie nie mogą być adoptowane razem bo się dominują. A niżej „mix Bulterier/Akita Inu”. Akita niewiele mi mówiła, a bulterier? Nigdy nie miałam do czynienia z psiakami tej rasy i wiele słyszałam o nich złego. Że są ciężkie w szkoleniu i trudne w wychowaniu. Przez myśl przeszło mi nawet skojarzenie „pies-morderca”. Nie, nie można tak myśleć! Nie można być aż takim egoistą. Jednak odeszliśmy od suczek, kierując się dalej. Jedna klatka… Milka, druga… Milka, trzecia… Milka, czwarta… Milka, piąta… Milka, Milka, Milka, Milka… W myślach miałam tylko Milkę. Podjęłam decyzję! Poszliśmy do Biura Adopcji, gdzie uświadomiono nas, że „muszą być odbyte 3 spacery z danym psem”… Aż trzy? Nie można wcześniej jej adoptować? ”Takie są procedury schroniska”. W przeciągu tygodnia odbębniłam dwa spacery, bojąc się, że w międzyczasie ktoś ją adoptuje, że utracę szansę na jej adopcję. Jakie okrutne było oddawanie Milki po spacerze do klatki. W drodze do niej kładła się na ziemi i nie chciała tam wrócić. Ja też nie chciałam by tam wracała. Po trzecim spacerze opiekun zapytał: „To co? Adopcja?” Na ten dzień czekałam z niecierpliwością! Wracając z psinką stwierdziłam, że imię Milka ni jak jej pasuje. Na głos rozmyślam: „Sara? Nie… Biała? Nie.… Kora? Nie! Diana? Na dźwięk tych słów Diana odwróciła się do mnie i zamerdała ogonem. Ok, niech będzie Diana J.! Impulsem po adopcji Diany była chęć pomagania bezdomnym psom. Zaś sama adopcja była mocnym kopem do dalszego działania. Zaczęłam przyjeżdżać do schroniska, by móc choć kilku psom dać radość taką, jaką miała ze spacerów ze mną Diana. Tak, mam na imię Ula i jestem bulloholiczką. Pozdrawiam w imieniu swoim i Diany
|