przez wronka » 07 Gru 2014, 08:51
Strasznie się bałam dnia, w którym nasz wątek zostanie tu przeniesiony, a w rzeczywistości okazało się, że jest jeszcze sto razy gorzej.
Szarusia przeżyła bardzo ciężką operację, ale jej organizm zwyczajnie nie dał sobie rady z powrotem do równowagi. Nie chcę pisać o szczegółach, bo wolałabym ją pamiętać wychylającą uśmiechniętą głowę zza kępy traw, a na razie wciąż powraca obraz buni słabiutkiej i cierpiącej.
Już w nocy zaczęły się problemy. Walczyliśmy w lecznicy przez wiele godzin, żeby pomóc Szaruni, ogrzewaliśmy wychłodzone ciałko, podawaliśmy wszystkie leki, jakie mogły odwrócić to, co się z nią działo, tlen... nie potrafię powiedzieć, ile razy wynosiłam ją na rękach na trawnik przed przychodnią, żeby spróbowała się załatwić... Być może była jeszcze jakaś szansa, aby walczyć dalej, być może była nawet szansa, żeby tę walkę wygrać, ale patrząc w jej znękane oczy po prostu nie mogłam jej już prosić o to, żeby próbowała wytrzymać jeszcze, jeszcze i jeszcze.
Ból jest przeokropny. Na to się nie da przygotować.
Dino [*], Sharon [*], Jukon, Szerman