Zapiski z DT // 2

DT Olal

 

Mam na imię Ola.
Moją pasją od kilku lat jest fotografia psów.


 


 

Ponad rok temu postanowiłam pomóc fotograficznie jakiejś fundacji, trafiło na AST. Pamiętam, że pierwsze zdjęcia art dogowym obiektywem należały do Bezy oraz małego Karmela. Od tamtego dnia staram się pomagać fotograficznie do dziś, jak tylko czas pozwoli. W pewnym momencie moja codzienność zmieniła się o 180 stopni. Otoczenie fundacyjne, miłośnicy psów typu bull, zloty, wszelakie sesje – normą stała się chęć niesienia jakiejkolwiek pomocy w zamian za to, aby one mogły żyć lepiej.

W wakacje zeszłego roku fotografia nie była już dla mnie wystarczająca. Wraz z rodziną, po podjęciu decyzji o byciu DT, stwierdziliśmy, że ze względu na naszą 9-letnią suczkę, która nie bardzo toleruje dorosłe psy, chcemy gościć u nas małe szczyle. Szczeniaki znajdują domy o wiele szybciej, dlatego też mieliśmy możliwość poznać ich sporo w przeciągu kilku miesięcy i mam nadzieję, że nie jednego jeszcze poznamy - kiedyś też i zatrzymamy.
Fundacyjni Lays, Grays, Bentley i Trouble – przez ostatnie miesiące były to najczęściej wypowiadane słowa w domu. Każdy z nich był inny, na swój sposób wyjątkowy. Stafficzka Lays była energicznym bączkiem, który musiał pokazać się wszędzie, aby tylko jej dotknąć, zauważyć, wytulić, bardzo szybko uczyła się przy pomocy mojej starszej suni, którą obserwowała i powtarzała po niej. Greys, mała cwana amstaffka, która swoim wzrokiem a’la kot ze Shreka potrafiła wyżebrać wszystko. Bentley, pit bull, to chyba najlepszy z dotychczasowych DT, każdy dzień spędzony z nim był samą przyjemnością, był i jest psem dosłownie idealnym, bezproblemowym pod każdym względem, ale takie trafiają się raz na dekadę.
Dopiero ostatni tymczasowicz Trouble, mały dwumiesięczny schorowany szczeniak w typie pit bulla udowodnił mi, że nie ważne, czy pies jest młody czy dorosły, chory, czy zdrowy – każdy z nich ma upodobania i charakter, który najlepiej spróbować podpasować pod nasz. Pierwsze dwa dni były okropne, nie dawał się dotknąć, gryzł wszystko co tylko się ruszało, obcy był mu dotyk człowieka. Po pierwszym tygodniu i lekach zrobił się spokojniejszy, choć nadal nie była to wielka zmiana. Było mi bardzo trudno podjąć z nim jakąkolwiek naukę ze względu na to, że wcześniejsze tymczasy były mniej problemowe, a moja wiedza na temat socjalizacji psa nie była na tyle duża, bo tak naprawdę do tej pory największą rolę, jeśli chodzi o pomaganie, grała fotografia. Bałam się, że sobie nie poradzę, ale pomogły rozmowy, wiele artykułów i przede wszystkim nie zniechęcenie się do Trouble’a, bo przy takim szatanie bardzo łatwo jest stracić cierpliwość. Dopiero po kilkunastu dniach spędzonych razem dało się zauważyć, że zaufał i chce kontaktu z człowiekiem. Zaczęliśmy się uczyć klatki, podstawowych komend, ze względu na chorobę ograniczaliśmy chodzenie na smyczy po domu czy podwórku. W przeciągu 4 tygodni pies zmienił się nie do poznania, z małego diabła zamienił się na normalnego szczeniaka, wymagającego kontaktu z człowiekiem i ciągłej nauki. Byłam z siebie bardzo dumna, kiedy wyszliśmy na pierwszy spacer, było widać, że ćwiczenie w domu dało wiele. W domu zaczął reagować na podstawowe komendy, wołać na dwór. Nadal szuka swojego człowieka i z pewnością mogę rzec, że jeśli znajdzie się osoba kochająca psy w typie tej rasy, cierpliwa, przede wszystkim z chęcią ćwiczenia z psem, Trouble będzie idealnym kandydatem. Mały, dwumiesięczny szczurek pokazał mi, że zawsze trzeba być cierpliwym i konsekwentnym, a kiedy znajdzie swojego człowieka, to będzie dla mnie największą nagrodą za cały włożony w niego wysiłek.

Bycie domem tymczasowym uczy moim zdaniem wytrwałości i nauki socjalizacji psów ze względu na to, że każdy ma inny charakter i przyzwyczajenia. Na swoim przykładzie wiem, że są one świetnymi pocieszycielami, pomagają w chorobie. Najlepszym tego przykładem był Bentley, byłam wtedy w dość kiepskim stanie, ale widząc jego ciapowatą mordę mówiącą: „Leż, ja poleżę z Tobą, poprzytulam się a potem odwdzięczysz się 2 x pełną miską żarcia i spacerem”, miałam ochotę wstać i góry przenosić.

Chciałabym również namówić Was do fotografowania. Jeśli macie okazję bywać w schroniskach, czy możliwość pomocy psom szukającym domów stałych, nieważne jaki macie sprzęt, bo nigdy nie chodzi o jakość – po prostu róbcie zdjęcia. Prócz ogłoszeń na wszelakich portalach, które są najważniejsze to jednak w większości przypadków zdjęcia zachęcają do adopcji potencjalnego nowego właściciela. Prócz tego, co opisałam powyżej na pewno plusem dla moich tymczasów i przyszłych właścicieli jest duża ilość zdjęć, bo nie ukrywam, migawki w aparacie na tymczasy nie pożałuję nigdy.

Chciałabym bardzo podziękować Fundacji AST i wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że pokochałam bullowate. Między innymi bycie domem tymczasowym pomogło i nadal pomaga mi w ciężkiej chorobie, jest jednym z czynników który sprawia, że staję się silniejsza. Każdy z Nas jest w stanie znaleźć powód, dla którego mógłby zostać DT, ja swój znalazłam – teraz czas na Ciebie.

Jedynym minusem bycia Domem Tymczasowym jest to, jaki nie byłby pies – za każdym tęsknię tak samo, lecz z drugiej strony widok zdjęć z nowych domów sprawia mi ogromną radość, dlatego też apeluję, jeśli masz czas i przede wszystkim chęci, lub zastanawiasz się nad stałą adopcją, lecz nie jesteś jej pewny – DAJ DOM TYMCZASOWY.

Ola

1797574 623241954416468 912017060 n

 

 

 


 

 

 
Polish (Poland)Norsk bokmål (Norway)English (United Kingdom)