Z pamiętnika bulla - część 4

ZPamietnikabulla tytul MonikAba

 

 

Abra czyli Aba..
czyli jaki opiekun
taki pies!

 

 

Drogi Pamiętniku, to ja Abra, w zasadzie to Aba, bo moja Monia tak się do mnie zwraca. Ostatnio to słyszałam, jak mówiła, że taka jedna Fundacja od bullowatych chce poznać moją historię. Więc do rzeczy drogi Pamiętniku, bo mam o czym pisać. Urodziłam się w kwietniu 2000 roku, tak, tak, zaraz wybije mi 13 rok, więc jestem bardzo dojrzałą amstaffką - podobno tego po mnie nie widać. Monia mi to tłumaczyła, niby „ jaki opiekun, taki pies” - pociesza się dziewczyna… ja tam widziałam u niej siwego włosa, a mój pyszczek ciągle taki sam jak był! Ale drogi pamiętniku, wróćmy do lat, w których byłam małym zasikańcem. Dużo z tego czasu nie pamiętam, wiem że urodziłam się w Warszawie, w bloku i bardzo wcześnie zabrano mnie od mamusi i rodzeństwa. Zanim trafiłam na mojego człowieka, przez krótki czas mieszkałam na Pradze z rodziną, którą musiała mnie szybko oddać. Dzień , kiedy to się stało, wyglądał tak: majowe południe, ludzie, z którymi od niedawna jestem, gdzieś mnie zabierają, trochę się denerwuję! Idziemy przez podwórko, wszystko jest takie nowe, trochę to straszne, ale i ciekawe. Zatrzymujemy się i słyszę, jak ktoś mówi, że to moja „nowa Pańcia”, zupełnie nie wiem co się dzieje, jakieś obce ręce mnie zabierają i tulą, wsiadamy do samochodu, w końcu podnoszę łepek i widzę młodziutkie dziewczę. To chyba ta moja „nowa Pańcia”. Na dzień dobry zasikuję jej spodnie i zwracam serek, który zjadłam na śniadanie, ale to nie była moja wina, po pierwsze dopiero co wstałam, po drugie obiad i podróż samochodem dla takiego malca to nie jest dobre połączenie. Monia chyba jest niepoczytalna - cała w siuskach, a cieszy się mrucząc pod nosem coś w stylu „O boziu, siusiu piesio zrobił”. Jazdę samochodem to ja generalnie lubię, autobusem i tramwajem też, dużo jeździmy z Monią przez te nasze wszystkie lata, tylko wtedy jakoś tak mi się „wymknęło”. I tak właśnie trafiłam do mojego DOMU NA ZAWSZE, gdzie czeka na mnie moje własne legowisko z podusią i kocykiem, którym zostaje otulana do snu. I drogi Pamiętniku, muszę Ci powiedzieć, że moja Monia to do dzisiaj nawet w środku nocy wstanie i okryje swojego kochanego pieseczka. Ale wspominajmy dalej…
W życiu dzielnego szczeniaka, drogi Pamiętniku przychodzi taki dzień, że pies musi zostać sam w domu! Oczywiście miałam swoje zabawki, ale kto by tam się nimi bawił. I tu odezwała się natura teriera - wszybko sobie zajęcie znalazłam – bialutkie, mięciutkie i można rozrywać na malutkie kawałeczki. Nie, nie Pamiętniku, to nie była poduszka (z poduszką rozprawiłam się, jak byłam troszkę starsza),to rolka ręcznika papierowego! Ależ to była ekstra zabawa! Najlepsze 10 minut szczeniaka. Mówiłam, że kreatywna jestem, co udowodniłam parę razy jeszcze w życiu…

…drogi Pamiętniku, to ja Monika, chciałam sprostować pewne rzeczy – siwych włosów nie mam, z Abą chyba sobie poważnie porozmawiamy;) A wracając do tego majowego dnia, to był to czas matur, tak się składa, że też i mojej, o czy Abiszon pewnie nie wie. Do końca świata chyba będę wspominała dzień ustnej matury z polskiego – Aba trafiła do mnie dzień wcześniej. Pamiętam, że przed salą siedziałam jak na szpilkach, nie dlatego, że zaraz miałam jeden z ważniejszych egzaminów, ale dlatego, że w domu została pierwszy raz zupełnie sama moja malutka psinka! Wparowałam przed komisję i na jednym oddechu odpowiedziałam na wszystkie pytania i nie czekając na wyniki pognałam do domu. Dopiero potem przez telefon dowiedziała się, że zdałam! A w domu czekał na mnie piękny widok – rozszarpana na malutkie kawałeczki rolka papierowego ręcznika, tak że dywanu nie było widać, a zza kanapy wychodzi bohaterka Aba, która obroniła dom przed tą straszną rolką! Oj sięgając wstecz pamięcią, to kilka takich historii z lat szczenięcych Aba ma na swoim koncie. Pierwsza, która mi przychodzi do głowy to historia zjedzonego bucika, a w zasadzie kilku, bo jak bullowaty coś robi to już z rozmachem. A było to tak: został piesek w domu sam (dodam jeszcze, że piesek co to sobie akurat ząbki zmieniał z mlecznych na stałe) i jakimś cudem otworzył sobie szafę. Nie była to byle jaka szafa, a szafa z butami. Podejrzewam, że aż jej się oczy z radości zaświeciły na taki widok - 10 par butów i wszystkie dla pieseczka. Nawet jednej pary cholera mała nie oszczędziła, a żeby było śmiesznie (nie to, że mi było do śmiechu po powrocie tego dnia do domu) to degustacja była tylko po sztuce z danego modelu!

Drogi Pamiętniku, ale teraz tak zupełnie poważnie, o początku miłości do bullowatych, o poczuciu obowiązku, o odpowiedzialności i w końcu o przyjęciu Aby pod mój dach. Psy mają w moim sercu specjalne miejsce i mimo, że zawsze w nim były psy, to żaden nie był tak naprawdę mój, natomiast pewna byłam tego, że kiedyś to się zmieni. I tak się stało. Było lato 1999, wracając do domu zobaczyłam kobietę spacerującą z średniej wielkości biszkoptowym, dobrze umięśnionym psiakiem z wyraźnie zarysowanym uśmiechem na pyszczku  i najzwyczajniej na świecie zaparło mi dech w piersiach. W jeden sekundzie wiedziałam, że to jest pies na którego czekałam, że to jest taka moja druga psia połówka. Problem zaś leżał w tym, że zupełnie nie miałam pojęcia co to za pies! No ale od tego mamy język, aby się komunikować – ruszyłam w stronę pani z ósmym cudem świata na smyczy i zapytałam grzecznie, co to za pies. I to był właśnie dzień w którym dowiedziałam się o istnieniu American Staffordshire Terriera - to był początek mojego bulloholizmu. Dałam sobie rok, zanim w domu pojawił się bullowaty - na poznanie rasy, jej potrzeb oraz tego kim byli jego przodkowie. Czytając różne rzeczy, w tym „czarną kartę” w dziejach TTB zdecydowanie chciałam, aby mój pies był dokładnie taki jak biszkoptowy ast od którego wszystko się zaczęło. Cywilizowany, stabilny, niezwykle radosny i otwarty oraz kochający ludzi i szanujący każdą inną formę życia.
Przy okazji - chciałam strasznie podziękować tej Pani (być może to czyta, być może pamięta) za to, że na swojej drodze spotkałam właśnie ją i jej super psa.

Aba trafiła do mnie zupełnie przez przypadek - szczęście w nieszczęściu. Była wiosna 2000 roku, czekałam na miot pit bullki – niestety suka straciła wszystkie szczeniaki. Parę dni później dostałam telefon od znajomych, że jest do przygarnięcia malutka amstaffka i co ja na to? Oczywiście były pewnie obawy, sunia niewiadomego pochodzenia, w sumie to nawet nie miałam pewności czy wyrośnie z niej psiak w typie amstaffa, ale postanowiłam że pojadę i zobaczę maleństwo. Szczeniak okazał się być bardzo w typie rasy i jak to bywa ze szczeniakami, od razu kradną serce, nawet jak osikają i podzielą się z nami wcześniej spożytym posiłkiem. Co najważniejsze, psychicznie byłam gotowa w 100% na przyjęcie psa. Nie była to spontaniczna decyzja, tylko efekt przygotowań, nabywania wiedzy, przemyśleń. I właśnie tego dnia Abra stała się nowym członkiem rodziny…

…Drogi Pamiętniku, to znowu ja Aba. Monia i inni fajni ludzie, którzy odwiedzają nasz dom opowiadają sobie czasami różne historie, między innymi o tym, że lata w których dorastałam to był zły czas dla takich psiaków jak ja, że zapanowała moda na posiadanie bullowatych i wiele z moich sióstr i braci teraz jest za tęczowym mostem lub kończy życie w schroniskach, bo nie każdy trafił na dobry, troskliwy i mądry dom. Ja jestem wybrańcem losu, trafiłam na dobry dom. Zawsze było dużo zabawy, ale jeszcze więcej nauki – do dzisiaj uwielbiam pracować, a jeszcze bardziej uwielbiam te małe kuleczki z mięskiem które dostaję za dobrze wykonane zadanie. Monia zabierała mnie dosłownie wszędzie. Poznałam wiele psiaków i jeszcze więcej ludzi. Obecnie częściej zostaję w domu, już nie przemierzamy Warszawy wzdłuż i wszerz. Lata nie te i chorowita jestem, kilometry do weterynarzy wydreptałam, a w lecznicy mówią, że jestem wersją z pełnym pakietem dziwnych dolegliwości. Monia nigdy, przenigdy nie chciała mnie za to oddać, nie przeszkadzało jej to, że zdarzyło mi się sikać w domu jak chorowały mi nerki, albo że musiała wstawać po kilka razy w nocy, aby rozmasować moje łapki. Ani nawet to, że mam chorobę genetyczną i moja sierść nie wygląda ładnie. Nazywa mnie swoim kochanym parchatkiem i mówi, że jestem najpiękniejszym astem na świecie. I wiesz co Pamiętniczku - ja też ją kocham i nie zamieniłaby jej na żadną inną Pańcię, nawet taką co by mi więcej tych pysznych kuleczek dawała!

Pamiętniku to znowu ja, Monika i znowu będzie na poważnie, bo posiadanie psa w typie bull to genialna sprawa, ale jest to też spore wyzwanie i duża odpowiedzialność. Nie ma co owijać w bawełnę – nie są to psy łatwe, nie każdy dom będzie dobrym domem dla TTB, czego dowodem jest ilość bullowatych w schroniskach. Ja zainwestowałam w nasze relacje wiele czasu, wytrwałości i spokoju, chociaż z tym spokojem przy terierach to bywa różnie. Do mnie należało wprowadzenie jej w ludzki świat i pokazanie w sposób zrozumiały, jakie zasady w nim panują, jakie zachowania są akceptowalne, a jakie nie. I dodam, że nie jest to zajęcie na parę chwil. Praca nad Abą zaczęła się w chwili, gdy pojawiła się ona w naszym domu i trwa po dziś dzień. Mimo swoich lat Aba uwielbia długie spacery brzegiem Wisły, uwielbia aportować patyki i ganiąc za piłką, cały czas uczy się nowych rzeczy, chętnie pracuje i wykonuje komendy. Może wiele osób przeczyta to i stwierdzi, że gra nie warta świeczki, po co brać sobie na głowę dodatkowy problem jakim jest opieka nad psem. Psem dla którego trzeba być czytelnym przewodnikiem, psem który ma swoje potrzeby i to niemałe, psem, który ma swój charakter, psem który choruje, który w końcu przestanie być ślicznym i słodziutkim szczeniaczkiem, psem do którego trzeba wstać w nocy nawet parę razy, psem który przez całe swoje życie generuje koszty, psem któremu trzeba poświęcić wiele czasu… Powiem krótko - i bardzo dobrze - niech tak dalej myślą, tym lepiej dla psa, którego nie kupią i nie adoptują. Na koniec, drogi Pamiętniku, czy miałam jakiekolwiek obawy związane z Abą? Tak, teraz je mam. Najbardziej na świecie boje się czasu, tego że płynie i coraz mniej nam go zostaje...bo moja Aba to nie tylko pies, to członek rodziny, moja Aba to mój życie.

MONIKA & ABA

Aba1 Aba2 Aba3 Aba4

 

 
Polish (Poland)Norsk bokmål (Norway)English (United Kingdom)