Z pamiętnika bulla - część 12

ZPamietnikabulla tytul TomStefcia

 

 

Chcąc pomóc każdemu psu, usiłowałem powstrzymać się od adopcji wszystkich psów w fundacji i tak doczekałem się informacji o Stefce.

 


 

Odkąd sięgam pamięcią w domu zawsze był pies. Nie jakiś tam pies, tylko najlepszy przyjaciel, jakiego mógłby pragnąć mały dzieciak, jakim byłem. Urodziłem się w rodzinie tak zwanych „psiarzy” i przez ponad 30 lat zawsze jakiś czworonóg kręcił się po domu. Któregoś dnia musiałem spotkać więc na swojej drodze „bulla” i tak też się stało. Od pierwszego liźnięcia po policzku zakochałem się w tej rasie uważanej przez wszystkich za maszynki do zabijania, ale nie o mnie miała być mowa.
Po stracie swojego „bulla” długo szukałem psa dla siebie, regularnie odwiedzając stronę Fundacji AST. Chcąc pomóc każdemu psu, usiłowałem powstrzymać się od adopcji wszystkich psów w fundacji i tak doczekałem się informacji o Stefce. Był kwiecień 2011 i na fundacyjnym forum ukazała się prośba o pomoc w znalezieniu domu, choćby tymczasowego. Postanowiłem więc poznać Stefkę jeszcze w jej dotychczasowym domu, przed zrzeczeniem się jej przez właścicieli na rzecz fundacji. Stefka zrobiła na mnie wrażenie wycofanej i bojaźliwej, ale tylko przez pierwszy kwadrans. Potem był krótki spacer i czas na mój powrót do domu. Przez całą drogę zastanawiałem się co będzie z kluską. Była typowo domowym psem i zdawało mi się że nie da sobie rady z hotelowym życiem. Postanowiłem więc zgłosić swoją kandydaturę na DT dla kluchy.
Tego samego dnia, gdy poznałem Stefkę, trafiła ona pod skrzydła fundacyjnej „matki dyrektorki”, która nie miała sumienia odwozić małej do hotelu i zabrała ją na awaryjny tymczas do niej, a raczej jak to określiła, na zieloną noc, bo następnego dnia zawitali ze Stefką u mnie. Stefka miała u mnie spokojnie czekać na odpowiedni dom stały przez bliżej nieokreślony czas.
Długo nie czekała.
Po kilku kwadransach nie wyobrażałem sobie, że mógłbym komuś zaufać na tyle, żeby oddać mu kluskę. Kluska łaziła za mną krok w krok, a jak się na nią patrzyłem albo coś do niej mówiłem, to machała ogonem. I nie było to takie delikatne machanie ogonem, cały tyłek jej chodził (od nosa aż do czubka ogona). Stefcia vel "chrapiąca księżniczka" zrobiła też, już w pierwszy dzień, karierę na osiedlu. Aż dziw mnie brał, że tak się zmienia po wyjściu na spacer. Może to kwestia "pierwszych dni", ale w domu była spokojna, cicha i praktycznie czasami można było zapomnieć że w domu jest pies, a na spacerze wiecznie by biegała z tym swoim diabelskim uśmiechem na pysku. Napotkani na drodze właściciele innych czworonogów do dziś nie mogą wyjść z podziwu, że ma już 6 lat, twierdząc że musiała zajść jakaś pomyłka (nie pomagają tłumaczenia o kurduplowatej budowie, niestety).
Stefka jest specyficznym psem, humorzastym i fochującym się za każdym razem, gdy tylko zdaje sobie sprawę że może w ten sposób coś „ugrać”. Pierwszy raz w życiu mam psa, który zamiast mięsa czy kości woli paść się jak krowa, trawą. Rano nie jest zbytnio zadowolona, że musi wychodzić z domu na spacer, ale po pierwszych pięciu minutach nabiera ochoty na zabawę.
Mija nam już wspólne dwa i pół roku razem i nie wyobrażam sobie, żeby nie było jej w moim codziennym życiu, zwłaszcza gdy tak jak dziś leży wtulona we mnie pochrapując.

 

Tom

stefcia

 

 

 
Polish (Poland)Norsk bokmål (Norway)English (United Kingdom)